wtorek, 31 stycznia 2012

Dzisiejsze zakupy, trochę o Kissboxie i małe przypomnienie.

Witajcie!

Pół godziny temu ruszyły zapisy na styczniowy/lutowy kissbox. Były to bodajże już 4 zapisy. Fakt faktem strona chodziła dość wolno, ale na szczęście serwery nie padły. I mnie się udało jednego 'ustrzelić', zobaczymy, jaką zawartość będzie kryło to pudełko. Kiedy wpadnie w moje ręce od razu dam Wam znać i pokażę zawartość :)

Czy którejś z Was też udało się zamówić jedno dla siebie? :))

Przechodzę do następnej kwestii, a mianowicie przypominam dziewczynom, które biorą udział w Akcji Zerowanie, że nadchodzi koniec miesiąca i trzeba wrzucić linki z postami, jak Wam poszło w tym miesiącu. Linki wklejajcie pod tym postem. Jestem ciekawa jak Wasze wyniki, bo moje chyba całkiem dobre :>

I ostatnią rzeczą, którą chcę zamieścić w tym poście to moje dzisiejsze, skromne zakupy. Wybrałam się do Rossmanna po kilka 'niezbędników'. Nie jest to właściwie nic takiego, ale coś czuję, że będę z nich zadowolona.




Garnier Naturalna Pielęgnacja
szampon i odżywka do włosów cienkich
 'Drożdże piwne i owoc granatu'
- każdy po 8,49,-
Na wizażu i niektórych blogach wyczytałam, że i szampon i odżywka jest beznadziejna, że plącze, że włosy są 'tępe', zniszczone itp. Użyłam go dopiero raz, ale niczego takiego nie zauważyłam, wręcz przeciwnie. Miałam tak miękkie i błyszczące, delikatne włosy, że szok! No, ale dopiero raz ich użyłam, więc wszystko może się zmienić. Oby nie :)



Calypso, Gąbki do demakijażu
z tonikiem oczyszczającym
4,99,-
Kupując gąbeczki nie zauważyłam, że są nasączone tonikiem. Dopiero 'miziając' się po twarzy, przejeżdżając po pękniętych od zimna ustach, poczułam pieczenie. No i okazało się, że nie są to zwykłe gąbki. Użyłam ich dziś do demakijażu i tonik od razu wymył się z gąbki. No zobaczymy.



Brzoskwiniowy preparat do demakijażu
Mini produkt
3,39,-

Strasznie śmierdzi alkoholem, łeee. Oczu mi nie podrażnił, ale nie wiem, jak spisze się przy codziennym demakijażu. 

To wszystko. Mówiłam, że jest ich niewiele :) Zobaczymy, jak się spiszą. Na razie jestem nastawiona dość pozytywnie. Mam tylko nadzieję, że płyn mnie nie uczuli i nie będzie bublem.

Używałyście, któryś z tych produktów? Co Wam się udało ostatnio kupić? :)

niedziela, 29 stycznia 2012

Kremowy peeling złuszczający od Garnier Skin Naturals.

Witajcie!

Na początku krótka gadanina, muszę się wyżalić. Właśnie skończyły mi się ferie i muszę wracać, niestety, do szkoły, buuuu!!!!! Nawet nie wiecie, jak mi się nie chce. Było dużo leniuchowania, a teraz znowu muszę się przestawić na tryb szkolny. Będzie ciężko, ale jakoś dam radę. Wracam w końcu do pisania postów w edytorze bloggera, ponieważ wcześniejsze wpisy były robione dużo wcześniej w Wordzie :)

Chciałabym Wam dzisiaj przedstawić produkt, którym jestem zachwycona! Na początku nie byłam do końca przekonana, ale postanowiłam go spróbować i absolutnie nie żałuję. A co jest w nim takiego szczególnego? Zapraszam do recenzji :)))))



Produkt: Garnier, Podstawa Pielęgnacji, Kremowy peeling złuszczający
Pojemność: 150 ml
Cena: od 10,- (np. Kaufland) do 13,99,- (np. Rossmann)
Dostępność: drogerie Rossmann, niektóre hipermarkety


Opis producenta: wzbogacony w wyciąg z winogron i witaminę E skutecznie oczyszcza i odświeża skórę. Jego kremowa konsystencja z mikrocząsteczkami delikatnie złuszcza naskórek, aby dogłębnie oczyścić pory, bez wysuszania skóry. Cera jest bardziej gładka, świeża i promienna.

Moja opinia: 

Zapach: piękny! Świeży, nie nachalny, owocowy. Trochę faktycznie winogronowy.

Konsystencja: kremowa, są w niej zatopione dwa rodzaje drobinek: większe - niebieskie, które wydają się pękać podczas rozcierania i małe niewidoczne drobinki. Jest dość gęsta, ale spada z twarzy i w kontakcie z wodą bardzo dobrze się rozprowadza na twarzy :> 






Opakowanie: tubka o normalnej pojemności, jak na peelingi - 150 ml. Wyrzymała, ale nie twarda, dzięki czemu produkt dobrze się wyciska. Na wizażu można przeczytać, że ostatki peelingu ciężko wydobyć, na szczęście jeszcze trochę mi go zostało, dlatego nie mam z tym problemu :P

Wydajność: używam go od ok. miesiąca może 1,5 i mam trochę ponad pół tubki. Używam go 2-3 razy w tygodniu, więc moim zdaniem może nie jest jakiś szalenie wydajny, ale wcale tak szybko się nie zużywa.

Cena: bardzo, bardzo mało płacimy za tak dobry produkt.

Działanie: podstawową rzeczą, którą w nim uwielbiam jest brak efektu ściągniętej skóry po jego użyciu. Przy użyciu produktu 3w1 z firmy Under 20 miałam bardzo ściągniętą, dlatego od niego odeszłam. Po drugie świetnie nawilża, absolutnie nie wysusza mojej skóry. Znacznie zmniejsza pory i likwiduje zaskórniki.
Cera po nim nabiera jednolitego kolorytu i jest bardzo przyjemna w dotyku.

Podsumowanie: kiedy mi się skończy na pewno kupię go ponownie. Jest to najlepszy peeling, który do tej pory używałam. Nic dodać, nic ująć. Jest GENIALNY :)

Czy używałyście innych produktów Garniera, które Was zachwyciły? A może ten peeling również podbił Wasze serca? 

buziaki, Izek :>

piątek, 27 stycznia 2012

Walcz z trądzikiem, czyli trochę więcej o acne-stop.

Witajcie Piękne! 

Wiele z nas zmaga się z trądzikiem. Jedne mamy go więcej, drugie mniej. Mimo wszystko, jeśli ten problem dotknie, którejś z Was, ciężko go wyleczyć. Sama nie mam i nigdy nie miałam z tym większego problemu, jednak że od czasu do czasu coś się pojawi.

Długo szukałam czegoś co zmniejszy ich zaczerwienienie, wysuszy i szybciej znikną. Niestety, wszystkie obietnice osób, które produkowały zakupione produkty, nie sprawdzały się. A ja dalej bez skutków szukałam czegoś co pomoże mi z "nieprzyjaciółmi".

Kiedy przeglądałam najróżniejsze strony internetowe, natrafiłam na stronę Acne-Stop. Oczywiście poczytałam o tym produkcie i podeszłam do tego sceptycznie. Zauważyłam, że można zamówić próbkę produktu, więc nie wiele myśląc zamówiłam... i nie żałuję!!!!



Produkt: Acne-Stop
Cena: za opakowanie 50g - 180 zł
za opakowanie 15g - 70 zł (aktualnie w promocji - 45 zł)
Dostępność: strona acne-stop

Opis producenta: ACNE-STOP® creme-gel complexe to rewolucyjny, naturalny środek do wszechstronnej i efektywnej terapii przeciwtrądzikowej. Zastosowane w nim niespotykane dotąd połączenie trzech grup naturalnych składników aktywnych, działających keratolitycznie, antyseptycznie i bakteriobójczo wpływa na wszystkie elementy, które przyczyniają się do powstawania trądziku. Pomaga zatem usunąć jego przyczyny, a nie tylko skutki. Natomiast brak sztucznie syntetyzowanych substancji eliminuje możliwość wystąpienia efektów ubocznych i zapewnia całkowite bezpieczeństwo dla organizmu.

Kremożel ACNE-STOP® jest innowacyjnym produktem polsko-francuskiej firmy. Jest uznawany za jeden z najskuteczniejszych środków w walce z trądzikiem (ponad 95% przypadków). Środek cieszy się rosnącym powodzeniem wśród Francuzów i mamy nadzieję, że zyska swoich zwolenników również w Polsce.

Moja opinia: 

Zapach: podobny do kremu z VivaDerm (klik!) tylko intensywniejszy, bardzo taki, powiedziałabym ziołowy. Trochę drażni, na szczęście szalenie długo nie utrzymuje się na twarzy.

Konsystencja: typowy kremo-żel, lekki, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu na twarzy. 



Cena: no cóż, niska to ona nie jest. Jak zapewnia producent, opakowanie 50g starcza na ok. 90 dni przy smarowaniu kremem dwa razy dziennie (1,43 ,-/dzień), a opakowanie 15 g, na ok. 30 dni, również przy użytkowaniu dwa razy dziennie (1,50 ,-/dzień).

Składniki: nadtlenek wodoru, sepigel 305 (jedyny nie naturalny składnik), siarczkowa woda mineralna ze źródeł "Zuzanna" z okolic Buska Zdrój w Polsce, cynk, wapń, magnez, olejek z drzewa herbacianego, olejek lawendowy, olejek wiesiołkowy, amignat G, oleje z róży damasceńskiej. 

Działanie: jak już mówiłam, podeszłam do niego bardzo sceptycznie, nie wierzyłam w obietnice producenta... aż do jego wypróbowania. Przy dwudziennym smarowaniu krostek, wyraźnie się one zmniejszają już na następny dzień, a po ok. 2-3 dniach całkiem znikają. Byłam w wielkim szoku, kiedy to zauważyłam! Nigdy nic, w tak szybkim tępie mi nie pomogło. Fakt, może cena jest dość wysoka, ale produkt jest bardzo wydajny, więc myślę, że przy jednorazowym kupnie, możemy o 95 % zniwelować trądzik. 

Jeżeli nie macie jakiegoś dużego problemu, lepiej kupić to małe opakowanie, aktualnie możemy je dostać w cenie 45 zł za 15g produktu. 

Używałyście tego kremu? A może jakiś inny produkt wzbudził u Was podobne uczucia? 
Czy również podchodzicie sceptycznie do tego typu kremów? 

czwartek, 26 stycznia 2012

Matowa twarz, czyli coś co odkryłam całkiem nie dawno.

Czeeeść! 

Wiele z nas ma cerę mieszaną, ze skłonnością to przetłuszczania się w strefie T. Sama posiadam taką cerę i przez długi czas szukałam kremu, który poradzi sobie z prawie całkowitym zmatowieniem jej i sprawi, że w końcu nie będę się świecić.

Używałam rozmaitych toników np. Under 20, żeli do twarzy, peelingów, kremów. Ale nic nie dawało zadowalającego mnie efektu. Aż do czasu, kiedy będąc w aptece i wykupując leki, pani farmaceutka poleciła mi krem matujący, który miały akurat na promocji. Kiedy podała mi cenę, nie wiele myśląc wzięłam, co mi szkodzi.





















Produkt: antybakteryjny krem matujący Anti Acne z linii Viva Derm
Pojemność: 50 ml
Cena: 3,50 ,- na promocji
27 ,- bez promocji
Dostępność: wyłącznie apteki

Opis producenta: dzięki specjalnie skomponowanym składnikom aktywnym skutecznie i długotrwale matuje skórę. Sprawia, że skóra pozostaje świeża i jedwabiście gładka. Krem skutecznie redukuje wydzielanie łoju przeciwdziałając błyszczeniu się skóry. Innowacyjny skład kremu intenstywnie wpływa na redukcję zmian trądzikowych oraz zaskórników. Składniki aktywne zawarte w kremie normalizują gospodarkę wodno-lipidową, a także doskonalne nawilżają skórę, przywracając jej zdrowy koloryt i poprawiając kondycję.

Moja opinia: 

Konsystencja: bardzo lekka, kremowa. Bardzo łatwo się rozprowadza. Nie zostawia tłustego filmu na twarzy. Szybko wchłania się w skórę i pozostawia skórę delikatną i jak obiecuje producent 'jedwabiście gładką'.


Zapach: dość specyficzny, trochę apteczny. Nie potrafię dokładnie go opisać, właściwie nikt, kogo pytałam - nie potrafi. Może trochę ziołowy... 

Działanie: jest to pierwszy krem, który dokładnie zmatowił mi skórę twarzy i pozostawił ją bez świecenia się. Na pewno redukuje wydzielanie łoju i to nie tylko jedno razowo, bo z każdym kolejnym użyciem jest go co raz mniej. Po jego codziennym używaniu przez ok. 1,5 m-ca nie zauważyłam, żeby na mojej twarzy pojawili się 'nieproszeni goście', ani żebym miała zatkane pory. Nie wysuszył mi również skóry, a dokładnie ją nawilżył.

Składniki: 


Jest to produkt, który podbił moje serce i na pewno, kiedy mi się skończy nie zabraknie go w mojej szafce z kosmetykami. Jeżeli borykacie się z tym samym problemem co ja, czyli świecącą i tłustą skórą, ten produkt jest dla Was. Sama nie żałuję jego kupna, jeszcze za tak śmieszną cenę. 

Używałyście może tego kremu? Czy zwróciliście uwagę na coś z tej linii? 
Jakie inne kremy dogłębnie zmatowiły i nawilżyły Waszą skórę? 

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Olejek granat&awokado, Alterra.

Witajcie. Dzisiaj będzie sporo 'och-ów i ah-ów' na temat c-u-d-o-w-n-e-g-o olejku z Alterry. NA pewno większość z Was go zna i zachwala równie, jak ja. I nie ma co się dziwić. Świetny skład, super działanie, a także jego wszechstronność to główne zalety.


Olejek do masażu Alterra Granat&Awokado
Pojemność: 100 ml
Cena: 13,29 ,-
W promocji: 11,99,-
Dostępność: tylko rossmann

W całej olejowej linii Alterry mamy do wyboru kilka olejków, takich jak: migdały & papaja (do masażu), limetka & aloes (do ciała), brzoza & pomarańcza (olejek do skóry, celullite) oraz ten, który posiadam ja, czyli granat & awokado - do masażu.

Najbardziej w nich, oraz w całej ofercie Alterry, zachwyca mnie skład ich kosmetyków, to, że mają certyfikaty oraz są w 100% naturalne. 

Olejek jest tak na prawdę bardzo uniwersalny. Używam go zarówno do olejowania włosów, do OCM, a także jak olejek do ciała i pod prysznic. Wszystkie moje próby spełnić na wielką 6 z plusem!

Stosowany do olejowania włosów: olejek używam trochę ponad od połowy długości moich włosów. Wcieram go w suche włosy, a potem zawijam ręcznikiem i siedzę ok.3-4 godzin, albo zostawiam na noc - wtedy są najlepsze efekty. Nie używam go za dużo, ponieważ jest to nie więcej, jak stołowa łyżka. Następnie zmywam go szamponem bez SLS, czyli ukochany BabyDream'em.
Jakie daje efekty: włosy po umyciu, absolutnie nie są obciążone (no chyba, że źle zmyjemy, lub przesadzimy z ilością olejku), są sprężyste, nawilżone, genialnie się układają. W dodatku cudownie lśnią.

Używam go również do OCM. Moja mieszanka wygląda następująco:
30% olejku rycynowego i 70% olejku Alterry
mam skórę mieszaną oraz tłustą w strefie T. Tutaj też znakomicie spełnia swoją rolę. Nawilża, nie zapycha. P-E-R-E-Ł-K-A!

A skład? Lepszego nie można sobie wymarzyć, zresztą same zobaczcie: 


Glycine Soja Oil - olej sojowy
Ricinus Comunis Seed Oil - olej rycynowy
Prunus Amygdalus Dulcis Oil - olej migdałowy
Zea Mays Germ Oil - olej kukurydziany
Sesamum Indicum Seed Oil - olej sezamowy
Vitis Vinifera Seed Oil - olej winogronowy
Olea Europaea Fruit Oil - oliwa z oliwek
Parfum - 'perfuma' z naturalnych essensji olei
Persea Gratissima Oil - olej z awokado
Punica Granatum Seed Oil - wydaje mi się, że olej z granatu,
jeśli się mylę, poprawcie mnie :)
Simmondsia Chinesis Seed Oil - olej jojoba
Triticum Vulgare Germ Oil - olej z kiełków pszenicy
Tocopherol - witamina E
Helianthus Annuus Seed Oil - olej słonecznikowy
Linalool - substancja zapachowa

Jak widać jest to naturalna, olejowa mieszanka. Dla mnie bajka! 

Jedyne co można by w nim zmienić to szklana butelka. Łatwo ją upuścić i zrobić i sobie krzywdę, a i łatwo butelka może się zbić, mimo że wykonana jest z dość grubego szkła. Ale za to ma dobry dozownik, dzięki czemu możemy kontrolować ilość wylewanego oleju.

Za taką cenę jest to absolutny hit! Jeżeli jeszcze go nie spróbowałyście, czym prędzej lećcie do Rossmanna i kupcie! Aktualnie są jeszcze na promocji za 9,99, a więc trzeba się spieszyć :)
Czy macie ten olejek u siebie w domu? Jak go używacie?

sobota, 21 stycznia 2012

Rimmel Gentle Eye Makeup Remover.

Witam Was dzisiaj już po raz drugi :) Trzeba było się w końcu zebrać i zrobić recenzję płynu, który okazał się w połowie totalnym bublem. Ale dlaczego tylko w połowie? Otóż, moje Kochane, opowiem Wam moją historię z tym oto płynem do demakijażu, ale po kolei.




Kupiłam go ze względu na jego romans z mascarą Rimmel Scandaleyes, gdzie leżeli na półce razem w zestawie, w dodatku szczycili się niską ceną, jak za taki uroczy komplet. I zauroczona tą miłością kupiłam. Zapłaciłam coś ok. 23 zł. (sama mascara kosztuje teraz 27,99 jak donosi wizaż), więc jak tu nie ulec?

Sam płyn, jeżeli uda nam się go znaleźć - ja jeszcze na niego nigdzie nie trafiłam - kosztuje ok. 19/20 zł.
Ponoć jest to micel, a więc jeszcze lepiej.

Nie ma co wierzyć na słowo wszystkim dookoła i zachowując się dosłownie jak Sherlock Holmes, postanowiłam przyjrzeć mu się z bliska...






Opis producenta:  (zaczerpnięte z wizażu):  Nietłusty płyn, doskonale usuwa zwykły makijaż, także (jak obiecuje producent) wodoodporny. Może być stosowany przy wrażliwych oczach, a także przez osoby noszące szkła kontaktowe. Został przebadany dermatologicznie i oftamologicznie.




Moja opinia: produkt niby fajny, bo dobrze zmywa wszelakie mascary nie rozmazując ich dookoła oczu i nie robiąc z nas pand, ale... mnie podrażnia oczy. Robią się czerwone, zachodzą łzami i kompletnie nic nie widzę przez jakiś czas. Przy tym pieką mnie oczy i ciągle je trę... Aż wyglądam nieco jak wampir :p. No, a chyba nie o to chodziło, skoro jest przebadany, ma nie uczulać i może być stosowany przez wrażliwców... No cóż...
Następna rzecz jest plusem, bo nie zostawia nam tłustego filmu dookoła oczu. Tutaj plus, ponieważ takiej tłustej warstwy dosłownie: nienawidzę.

Skóra w okół oczu jest trochę 'tępa'. Nie jest taka delikatna, a wręcz jakby piszczała od tej niby czystości. I kolejne ale. Mnie to absolutnie nie pasuje. Skóra jest aż ściągnięta. MINUS!


Kolejny minus. Płyn się pieni. I potrafi zostawić na naszych rzęsach pianę... No ludzie! Okropieństwo...
Wydajnością też nie grzeszy. Bardzo szybko ubywa, a przecież go nie piję. 

I uwaga... PLUS! Nie pachnie. Mi to pasuje, bo przynajmniej nie odpycha nas jakimś nie udanym zapachem :)

I kolejnym plusem może być opakowanie, bo się nie otwiera, jest szczelne. Nie powinno pęknąć. W dodatku jest przeźroczyste, co pozwala nam kontrolować ilość płynu w butelce.

Niby kilka minusów, kilka plusów. No, ale na co nam plusy pod względem wizualnym, skoro pod względem działania, kompletnie nie spełnia egzaminu? Zawiodłam się na nim. Myślałam, że będzie o wiele lepszy... Ale cóż. Jaki tusz, taki płyn. Moim zdaniem, idealnie dobrana para. Obydwa nie spełniły moich oczekiwań. Szkoda. Mimo wszystko, dobrze, że przetestowałam go na sobie. Następnym razem na pewno nie kupię :)


I jeszcze dla chętnych, skład: 


Testowałyście może ten płyn? Jak spisał się u Was? 

Macie jakieś sprawdzone płyny do demakijażu, które w końcu mnie nie uczulą? :(

piątek, 20 stycznia 2012

Taka mała prośba.

Witajcie. Nim napiszę kolejnego, kosmetycznego posta, chcę Was jeszcze poprosić o bardzo, bardzo ważną rzecz. Otóż, moja 5-cio letnia kuzynka bierze udział w konkursie na laurkę dla Babci i Dziadka. Bardzo zależy jej, żeby wygrać. Tym bardziej, że sama narysowała ją na komputerze i jej głosy nie są nabijane sztucznie, jak w przypadku niektórych dzieci.

Nic Was to nie kosztuje, a możecie sprawić radość dziecku :) Po oddaniu głosu trzeba podać maila, na który przyjdzie link potwierdzający głos. Potem nie dostajecie absolutnie żadnego spamu.




Oczywiście, najlepiej dać ocenę 5 :)
Wierzę w Was i mam nadzieję, że mi pomożecie.

Za wszystkie oddane głosy bardzo, bardzo, baaardzo Wam dziękuję :*

czwartek, 19 stycznia 2012

TAG: Nasze ulubione seriale.

Cześć! Dzisiaj taki mały przerywnik w postaci tag'a. Dziękuję za otagowanie 90karotka. Jak już pisałam u niej na blogu, zawsze w niej nadzieja na otagowanie :)))) Ale nie ma co przedłużać, zaczynam, bo kilka seriali jest :)



ZASADY:
1. Opublikuj u siebie na blogu logo taga.
2. Napisz, kto Cię otagował.
3. Otaguj 5 innych bloggerek.
4. Wymień i opisz kilka swoich ulubionych serial.

KOLEJNOŚĆ NIE MA ZNACZENIA 

11. Pretty Little Liars.
Genialny serial o przygodach 5 przyjaciółek, które ponownie zbliżają się po śmierci jednej z nich - Alison. Po tajemniczym zniknięciu Ali, oddalają się od siebie, aż do czasu znalezienia jej ciała. Na pogrzebie ponownie czują potrzebę przyjaźni, tym bardziej, że dostają tajemnicze sms-y od A., który/a zna wszystkie ich sekrety... 


2. The Vampire Diaries.
Czyli serial, który opowiada o miłości dwóch wampirów - Damona i Stefana, do jednej dziewczyny -  Eleny - śmiertelniczki. Elena jest łudząco podobna do Katheriny, dziewczyny, w której przed laty, obaj bracia Salvatore byli zakochani, ale ona wtedy była wampirem, a oni - nie. Kłótnie, walka o miłość Eleny, tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. 


3. The Switched at Birth. 
Czyli opowieść o dwóch dziewczynach, zamienionych po narodzeniu. Jedna - bogata, mieszka z obojgiem rodziców. Druga, mieszkająca w biednej dzielnicy z samotną matką, w dodatku jest niesłysząca. 


4. The Lying Game.
Opowieść o bliźniaczkach - Sutton, bogata i zarozumiała dziewczyna, mieszkająca z rodziną zastępczą, która ją kocha i szanuje i Emma, zupełne przeciwieństwo Sutton. Mieszka w biednej dzielnicy, z zastępczą matką, która ją gnębi, oraz z 'bratem', który próbuje ją molestować. Kiedy się o sobie dowiadują, Sutton postanawia poszukać ich matki, wtedy Emma zajmuje jej miejsce i powoli 'odbiera' jej rodzinę, chłopaka i przyjaciółki.

5. Misfits.
Produkcja MTV.  Lekki serial o młodych przestępcach, którzy podczas ogromnej burzy, jako jedni z wielu dostają moce, takie jak: czytanie w myślach, cofanie czasu, niewidzialność, nieśmiertelność oraz wzbudzanie chęci seksu poprzez dotyk. Zabijają kilku kuratorów-zawsze znajduje się powód, dla którego muszą to zrobić. Każdy odcinek opowiada inną historię.
Było jeszcze kilka seriali jak: Gossip Girl, The Secret Cirle, Glee, Greek.
Ale większość z nich przestałam oglądać, natomiast GREEK się skończył :( 
Ale i tak wszystkim go polecam :))) 

No to zostało mi tylko otagowanie..
TAGUJĘ:
*Barwy Wojenne
*Christie
*One_LoVe
*Pat18s
*Jealous Jelly
...

oraz wszystkie dziewczyny, których nick rozpoczyna się na literę... I! :)
A jakie są Wasze ulubione seriale?

pozdrawiam, trzymajcie się! :)

wtorek, 17 stycznia 2012

Zabłyśnij, czyli highlighter Essence.

Witajcie. Długo myślałam nad tym postem, czy go dodać. Ale postanowiłam jeszcze przedstawić Wam moją opinię na temat tego produktu. Na blogspocie można już znaleźć wiele takich recenzji, ale może jedna więcej nie zaszkodzi :)

A mianowicie pokażę Wam, moim zdaniem, najlepszy produkt z ostatniej limitki Essence. Rozświetlacz, lub jak kto woli highlighter. Nie tylko ja się nim tak zachwycam, zresztą jest to uzasadnione.


Pojemność jest bardzo duża, przy jego wydajności, bo ma aż 15 ml, a żeby ładnie rozświetlić buzię, potrzebujemy na prawdę niewiele produktu. Gdybyśmy wycisnęły całą pompkę, mogłybyśmy udawać bombki! :)

Ważny jest przez rok.

Rozświetlacz szybko poznikał z szaf Essence i w tej chwili jest już ciężko dostępny. Dużo osób się nim zainteresowało... również tych z Allegro i w tym momencie możemy go kupić od 15-30(!) zł. Przesada! Bo sam rozświetlacz kosztował ok. 11 zł.

Opakowanie plastikowe, ale solidne. Bardzo podobne do różu Essence z limitowanki Vampire's Love. Zaopatrzone w pompkę, dzięki której łatwo nabrać rozświetlacza.


Ale co mogę powiedzieć o samym rozświetlaczu? Fakt faktem, delikatnie bieli skórę, więc dla dziewczyn o ciemnej karnacji dobry nie będzie. Przeznaczony jest raczej, po prostu dla cer jasnych i średnich. Nałożony w odpowiedniej ilości, pięknie rozświetla i tworzy efekt tafli. Nie zawiera brokatu, a delikatne drobinki, które pięknie błyszczą. Ujawniają się w świetle dziennym, aniżeli sztucznym. 




Co do trwałości, to u mnie utrzymuje się dobre kilka godzin. Wiadomo, efekt początkowy po pewnym czasie zanika, ale nie jest to tak, że mija godzina, a po rozświetlaczu nie ma ani śladu.

Jestem z niego zadowolona i używam go codziennie. Bardzo się polubiliśmy i mam nadzieję, ba! Jestem wręcz pewna, że starczy mi na długi czas :)


Załapałyście się na rozświetlacz? Czy może coś innego przypadło Wam do gustu z tej limitki?


Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się ciepło Piękne :)

czwartek, 12 stycznia 2012

Borówkowy peeling do ciała Be Beauty.

Witajcie! Jest dość późno, ale nie mogę zasnąć. Postanowiłam, więc zrobić krótką recenzję dość dobrego produktu. Jest to produkt z edycji limitowanej i nie wiem czy możecie znaleźć je jeszcze w swoich biedronkach. Skusiłam się na niego, ponieważ jest o zapachu borówki, które wielbię i kocham ponad wszystko :) Miałam nadzieję, że jego zapach będzie cudowny i działanie także mnie zadowoli. I tak się stało. Szkoda, że nie jest w stałej ofercie, bo na pewno nie znikał by z mojej półki. 




Peeling do ciała BORÓWKA Be Beauty

Pojemność: 200 ml

Cena: 7,99 zł

Dostępność: tylko i wyłącznie Biedronka (jako, że edycja limitowana, może już ich nie być)

Zapach: Boróweczka :)







Opis producenta/Składniki: 

Peeling do ciała o słodkim zapachu borówki doskonale wygładza i odświeża ciało. Specjalnie dobrana receptura zawierające naturalne drobinki ścierające usuwa zanieczyszczenia i martwe komórki naskórka. Skóra po użyciu preparatu jest oczyszczona i aksamitnie gładka.






Co zawiera peeling, czyli jakie drobinki możemy w nim znaleźć:
* łupinki orzecha włoskiego, które są dość duże, ale nie ostre, przez co nie kaleczą i nie 
   podrażniają ciała
* pestki moreli, podejrzewam, że to te małe 

   jaśniejsze drobiny
* czarna porzeczka, to te, również małe,   

   ciemne drobinki, które dobrze złuszczają   
   nam martwy
   naskórek, a także działa w sposób   

   ujędrniający, odmładzający i dzięki niemu 
   nasza skóra jest
   promienna i czysta
* ecoscrub, który w naturalny sposób usuwa zrogowaciały
   naskórek
* ekstrakt z borówki, ujędrnia, stymuluje ją i działa przeciwpodrażnieniowo,
   w dodatku myślę, 
   że to ten ekstrakt również nadaje peelingowi ten piękny zapach
* gliceryna, która nawilża, zmiękcza naszą skórę i zapobiega jej szybkiemu wysychaniu




Moja opinia: Peeling faktycznie dobrze zmiękcza skórę i powoduje ścieranie martwego naskórka. Absolutnie, przynajmniej mnie, nie uczulił, nie podrażnił, nie spowodował ran, zadrapań, choć wcale lekko nie masuję nim ciała. W dodatku pięknie pachnie. Niektórym kojarzy się z konfiturami/dżemami. Mi natomiast, z sorbetem, który kupujemy w drodze na plażę, mmm :) Typowo leśny i zarazem orzeźwiający zapach.

Gorzej z konsystencją. Moim zdaniem powinna być bardziej gęsta i zbita. Ta natomiast jest dość lejąca i przelatuje przez palce. Trzeba uważać, żeby peeling nie wylał nam się z dłoni.

Plusem jest także to, że mojej skóry nie wysuszyły. Jakiegoś wielkiego nawilżenia nie zauważyłam, ale wysuszania też nie.

Moim zdaniem warto go kupić, chociaż ze względu na zapach. Działanie też jest w porządku, więc uważam, że taki delikatny peeling też powinien znaleźć się w naszych szafkach. Jeśli dorwę jeszcze MANGO na pewno kupię :)

Testowałyście te peelingi? Jak sprawowały się u Was? Jakie są Wasze ulubione peelingi?

Dobranoc Kochane! :)

środa, 11 stycznia 2012

Lakiery Essence, czyli tanie i genialne!

Cześć Kochane! Do tego postu przymierzałam się kilka dni, aż w końcu powiedziałam sobie: robisz go i koniec. I tak oto jestem z nowym i mam nadzieję, ciekawym postem.

Wątpię, że któraś z Was nie zna lakierów Essence. Pokusiłam się o nie dopiero w grudniu, ponieważ w moim mieście nie ma Natury (może i lepiej, bo byłabym tam codziennie i wyciągali by mnie siłą :P) i muszę jeździć do miasta obok. Przy pierwszej okazji bycia tam od razu poszłam na szafę Essence i wybrałam na spróbowanie dwa kolorki. Potem kolejne dwa i tak zakochałam się w tej firmie. Zresztą nie dziwne. Lakiery mają cudowne kolory, są trwałe i tanie. Czyli bajka!

Chciałam Wam pokazać dziś 4 kolory, które mnie urzekły i które królują na moich paznokciach w zimie. No to zaczynamy.

Najnowszym kolorem, który całkowicie podbił moje serce i jestem w nim zauroczona jest:

Jest cudowny. W świetle pięknie się mieni i na pewno przykuwa uwagę. Takiego lakieru szukałam i kiedy tylko zobaczyłam go na półce, wiedziałam, że będzie mój i na długo się z nim nie rozstanę. Oczywiście jest to kolor typowo zimowy, ponieważ nie wyobrażam go sobie mieć latem na paznokciach :) Ale na teraz: STRZAŁ W 10! Bardzo Wam go polecam :)
W dodatku nie posiada on brokatu, ale tysiące drobinek. Na paznokciach jest, można powiedzieć, gładki. Zdecydowanie mój ulubieniec :)



Kolejny lakier, który uwiódł mnie swoim kolorem i blaskiem jest: 

Powiedzcie, jak można go nie kochać? :) Jest przepiękny. Jego drobinki (brokat i holo) zatopione są w takim, nie do końca przeźroczystym lakierze. Również mienią się w słońcu. Trudno opisać kolor. Jest to taka wiśnia, wpadająca w bordo. Piękna. Możemy go nakładać jako jeden kolor, a możemy pod spód użyć np. jakiejś czerwieni, czy bordo i też będzie ślicznie wyglądał. Jednak, jeśli używamy jako lakier główny, przydają się 3 warstwy.

Taki świąteczno-zimowy kolorek.




UWAGA! Bardzo ciężko się zmywa.

mam tutaj tylko jedną warstwę

Lakiery, które pokazałam są w stałej ofercie, natomiast teraz pokażę Wam dwa lakiery z edycji limitowanej. Jedna limitowanka, która ostatnio rozchodziła się, jak świeże bułeczki jest Vampire's Love. Na szczęście załapałam się na lakier, który bardzo, bardzo chciałam :)


Moim zdaniem, ten lakier się uwielbia albo nienawidzi. Na wielu blogach, możemy przeczytać, że lakier się nie podoba, bo wygląda trochę jak cement, za małe drobinki itp. Ale to kolejny lakier, którym jestem zachwycona. Szkoda, że to limitka. Lakier jest kremowy z czarno-srebrnymi drobinkami. Fakt ledwo je widać na paznokciach, ale daje to ładny, delikatny efekt. Jeśli mamy dłuższe paznokcie, to będzie wyglądał genialnie! Jak to z brokatem bywa, dość ciężko się zmywa, ale jeśli z cierpliwością do tego usiądziemy - nie jest tak źle :)



tylko jedna warstwa
No i ostatni lakier, który tworzy na naszych pazurkach ciekawy efekt to:

Najnowsza limitka. Mleczny, jasny beż ze złotym połyskiem. Typowa perła, na szczęście nie wygląda tandetnie, jak to bywa z takimi lakierami. Mi osobiście lakiery perłowe, kojarzą się z babcią, która zawsze wybiera różowy, perłowy lakier :) Na paznokciach wygląda bardzo dziewczęco i delikatnie. Nie ma problemu ze zmywaniem. Idealnie nadaję się jako baza do cieniowania :) Niby taki zwykły, jednak złota poświata, nadaje mu charakteru, który zachwyca. Chciałam inny kolor, ale nie spojrzałam na numerek, tylko chwyciłam ten. Mimo wszystko-jestem zadowolona!

delikatnie widać złotą poświatę
jedna warstwa lakieru
Jak widzicie nie posiadam wielu lakierów Essence, ponieważ na zimę nie potrzebuję wielu kolorów. Natomiast na wiosnę, zaopatrzę się w kolory pastelowe, które już sobie upatrzyłam. Na lato też jest co wybierać :) Na pewno dużym plusem tej firmy, jest różnorodna gama kolorystyczna. Jestem absolutnie na tak! A dziś na moich paznokciach króluje ICY PRINCESS oraz THE DAWN IS BROKEN :)

Jak Wam się podoba? :)
Co sądzicie o lakierach Essence? Czy też podbiły Wasze serca? 

I coś na co się skusiłam ostatnim razem :) Na blogspocie, można znaleźć kilka recenzji tego rozświetlacza, dlatego pytam, czy chcecie może przeczytać, co ja o nim myślę? :)

A może macie coś, o czym chciałybyście poczytać? Piszcie śmiało, jakie recenzje mają pojawiać się na blogu.











Pozdrawiam Was ciepło. 

piątek, 6 stycznia 2012

TAG: Motyle 2011

Przychodzę do Was z pewnym tagiem, który bardzo mi się spodobał. Nie zostałam otagowana, ale postanowiłam na niego odpowiedzieć :) Bez zbędnej gadaniny przechodzimy do tagu.


Zasady:
1. Wstaw obrazek.
2. Napisz, od kogo otrzymałaś/łeś zaproszenie do zabawy.
3. Wyznacz po jednym produkcie (poza punktem 10.) w każdej kategorii.
4. Nominuj maksymalnie 5 osób.

Nie wyznaczyłam po 1 produkcie, ponieważ jest więcej produktów, które są moimi motylami.


1. Primus inter pares, czyli odkrycie roku. Zdecydowanie jest nim pędzel EcoTools Brush.  Jest bardzo miękki i świetnie rozciera róż na policzkach. Jestem z niego bardzo zadowolona :)


2. Zatrzepocz piórkami, czyli tusz do rzęs. Bez dłuższego na myśli od razu mówię: tusz Oriflame Very Me, który opisywałam tutaj. Wszystkim Wam go polecam, jest genialny. Nigdy nie miałam tak dobrego tuszu. 


3. Zabawa z kolorami, czyli kosmetyk do powiek. Nie używam ani żadnych cieni, więc baz też nie potrzebuję. Mimo wszystko bardzo podoba mi się kolorystyka i pigmentacja cieni Sensique Oriental Dream :)


4. Na tapecie, czyli podkłady, korektory, rozświetlacze, róże, bronzery. Tutaj zaliczam podkłady, których używam, czyli Rimmel Match Perfection, o którym pisałam tutaj oraz podkład z Oriflame Oxygen Boost foundation. Róż z jedwabiem i witaminą E Wibo numerek 11, trwały, delikatny, dobrze napigmentowany. 


5. Patrz mi na usta, czyli mazidełka do ust. W tej kategorii wybrałam miodki z Oriflame i Avon (klik) niezawodny balsam Carmex (klik), a także wazelinę z Ziaji. Czasem nie ma sensu szukać przeróżnych balsamów, maści, skoro pod ręką mamy wazelinę. Niestety zapominamy o tym jakie potrafi dać efekty :)


6. Pokaż swoją twarz, czyli kosmetyk do pielęgnacji twarzy. Krem matujący z Viva Derm. Mogłabym go zaliczyć również do kategorii odkrycia roku, ponieważ na prawdę jest to pierwszy tak dobry krem, którego używam i nie mam zamiaru porzucać :)


7. Chodź pomaluj mój świat, czyli lakiery do paznokci. Odkryte dopiero w grudniu. Najlepsze do tej pory. Lakiery essence! Piękne kolory, bardzo dobra trwałość, niska cena. Same zalety! Vampire's Love nr. 04 oraz Essence Colour&Go nr. 72.


8. Kwiaty we włosach, czyli kosmetyk do włosów. Bez dwóch zdań stwierdzam, że najlepszym szamponem, który używałam w tym roku był: DOVE THERAPHY! Genialny, ale recenzję napiszę kiedy indziej. Bardzo fajnym produktem jest też Serum na zniszczone końcówki AVON, oraz jedwab Biosilk, który zastępuje mi odżywkę.




9. Coś dla ciała, czyli kosmetyk pielęgnacyjny do ciała.  Oliwka do ciała Bambino - używam jej do kąpieli i spisuje się bardzo dobrze. Peeling borówkowy z Be Beauty - tani, pięknie pachnie, dobrze się spisuje. Produkty GEHWOL, jeżeli jeszcze nie próbowałyście, spróbujcie koniecznie! G-E-N-I-A-L-N-E!



10. Coś dla ducha, czyli wybrana przez nas kategoria niekosmetyczna. Książki! A jakie? Seria Pretty Little Liars. Bardzo wciągające, lekka książka. Coś dla nastolatek. Godna polecenia :)